Gruzja Wycieczki

O Kaukazie

Tbilisi

Jest to jedno z najstarszych miast na świecie. Legenda głosi, że osada powstała w miejscu, gdzie znajdowała się woda koloru siarki, a więc liczne źródła termalne. Nazwa pochodzi od gruzińskiego słowa „tbili”, co oznacza „ciepły”. Miasto zostało stolicą Gruzji już w VI. wieku n. e. Wielokrotnie było najeżdżane i plądrowane przez Turków, Persów, a nawet Mongołów. W 1801 roku weszło w skład Rosji carskiej. W latach 1845 – 1936 miasto nazywało się Tyfilis. W latach 1918 – 1921 było stolicą Demokratycznej Republiki Gruzji. Później weszło w skład Gruzińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Od roku 1991 Tbilisi ponownie jest stolicą niepodległej Gruzji.

 

Główne atrakcje Tbilisi:

Cerkiew Metechi – jest to świątynia pod wezwaniem Matki Bożej Metechskiej. Starą cerkiew zniszczono w wyniku najazdu Mongołów w roku 1235. Ponownie wzniesiono ją za panowania króla Dymitra II, w latach 1278 – 89. Cerkiew przeżyła wiele zawirowań gruzińskiej historii i przetrwała do czasów współczesnych w niemal niezmienionym stanie. W jej pobliżu, na brzegu rzeki, wniesiono pomnik króla Wachtanga.

Pierwotnie świątynia była otoczona budynkami rezydencji królewskiej. Carowie rosyjscy urządzili tam więzienie, a bolszewicy przetrzymywali w nich przeciwników rewolucji. Ostatecznie budynki uległy rozbiórce.

Saczino – pałac królowej Daredżan: Pałac został wybudowany na zlecenie Daredżan – małżonki króla Herakliusza II. Do jego budowy zostały użyte cegły oraz kamienie rzeczne. Miejsce to sjest znakomitym punktem widokowym na całą stolicę i jej okolicę.

Katedra Sioni: Dzieje świątyni są bardzo burzliwe, a jej styl architektoniczny nie jest jednolity. Wielokrotnie ulegała ona zniszczeniu oraz przebudowom. Najmocniej ucierpiała w wyniku napadu przez szacha perskiego Agi Mahometa w 1795 roku. Miejsce to jest dla Gruzinów święte, gdyż znajduje się w nim najważniejsza relikwia Kościoła gruzińskiego – Krzyż Świętej Niny, patronki Gruzji, która schrystianizowała kraj w roku 337.

Twierdza Narikała: Miejscowi nazywają go: „sercem i duszą miasta”. Zamek powstał już czasie założenia miasta, czyli w IV wieku naszej ery. Twierdzę często przebudowywano. Trzęsienie ziemi, które miało miejsce w roku 1827, poczyniło spustoszenie. Cytadeli już nie udało się w pełni odbudować. Wieże cytadeli, które ocalały, stały się milczącymi świadkami historii starego miasta.

Teatr im. Szoty Rustawelego: Budowla, wybudowana w stylu eklektycznym, powstała na przełomie XIX i XX wieku, wyróżnia się wysuniętymi do przodu bramami i kolumnami. Jest to najbardziej znany teatr dramatyczny w Gruzji.

 

Kachetia

Region obfituje w liczne katedry, cerkiewki i monastery. Jest także ważnym ośrodkiem przeysłu winiarskiego. To właśnie stąd pochodzą najsłynniejsze gruzińskie wina: Kindzmarauli, Kvareli, Kachetian Royal White i wiele innych.. Winobranie to najważniejsze wydarzenie kulturalne regionu. Stolicą prowincji jest miasto Telawi.

Katedra Alawerdi: Ważny zabytek w historii Gruzji. Podobnie, jak monaster Dawid Garedża, powstała w wieku VI. Niszczyły ją trzęsienia ziemi oraz działania władz radzieckich. Mieszanina stylów architektonicznych, wynikająca z licznych przebudów obiektów, robi niesamowite wrażenie.

Monaster Dawid Garedża: Jego początki sięgają wieku VI, kiedy to założyło go trzynastu syryjskich mnichów. Wyróżnia się niesamowitymi freskami, przedstawiającymi między innymi królową Tamarę. Kolejni mnisi dbali o to, aby obiekt został rozbudowany. Ciekawostką jest fakt, że w skale wykuto kanaliki służące do gromadzenia wody. To właśnie źródło, zwane Łzami Dawida, stało się swego rodzaju relikwią. Monaster przetrwał liczne najazdy: Mongołów, Turków i bolszewików.

 

Mchceta:

Mccheta to dawna stolica Gruzji. Oto najbardziej znane atrakcje w okolicach miasta:

Cerkiew Samtarwo: Jej historia sięga początków chrześcijaństwa na ziemi gruzińskiej , czyli IV. wieku naszej ery. Najbardziej widocznymi elementami całego kompleksu są:świątynia i dzwonnica. Zachowane groby pierwszego króla Gruzji – Kartii Miriana, a także jego małżonki Nany, mieszczą się właśnie we wnętrzach cerkwi. Cały zespół architektoniczny jest znakomicie zachowanym świadectwem średniowiecznej Gruzji.

Katedra Sweti Cchoweli: Nazwa „sweti cchoweli” oznacza „drzewo życia”. Powstała już w XI wieku. Uważa się ją za najważniejszy zabytek gruzińskiej architektury, sztuki i kultury. Dla Gruzinów jest ona szczególnym miejscem. Katedra była świadkiem koronacji i pochówków władców gruzińskich.

We wnętrzach świątyni przewija się motyw winorośli – świętej rośliny Gruzinów. Poeci pisali o świątyni:”Patrząc na nią, wierzysz, że Bóg tu jest”. Razem z monasterem Dżwari oraz Samtarwo została wpisana na listę UNESCO.

Monaster Dżwari: Znajduje się w pobliżu miasta Mcceta. Nazwa „Dżwari” oznacza „monaster krzyża”. Jedna z legend głosi, że sama święta Nina, czyli patronka Gruzji, postawiła krzyż na wzgórzu. W wieku szóstym zbudowano w tym miejscu świątynię, ale wkrótce potem zdecydowano się na wybudowanie większej, gdyż poprzednia nie mogła pomieścić licznych wiernych, gromadzących się w niej. Ciekawostką może być fakt, że obiekt wpisano na listę stu zabytków najbardziej zagrożonych zniszczeniem.

Gruzińska Droga Wojenna: Szlak prowadzi z Tbilisi przez Wielki Kaukaz aż do Władykaukazu. Swoją nazwę zawdzięcza walkom, jakie toczyły się tam w początkach XIX wieku. Najbardziej znane atrakcje traktu to: forteca Ananuri, kościół Tsminda Sameba – świętej Trójcy, położony na wysokości 2170 m. n. p. m. oraz miasto Kazbegi.

 

Szczyt Kazbek 5047 m. n. p. m.

Na temat tej góry krąży wiele legend. Jej piękno i niedostępność opiewało wielu poetów i pisarzy. Według jednej z nich to właśnie tutaj miał zostać przykuty do skały Prometeusz, a według innej, trzymano tutaj żłobek Jezusa Chrystusa oraz namiot Abrahama. Wyjście na szczyt wymaga posiadania specjalistycznego sprzętu, takiego, jak raki. Na wysokości 4000 m. n. p. m. znajduje się stacja meteorologiczna. Miasto Kazbegi jest związane z postacią Aleksandra Kazbegi, którego pomnik znajduje się na głównym placu miejskim. Znajduje się ono u podnóża a góry Kazbek. Okolice miasta oblegają miłośnicy trekkingu.

Borżomi: Miasto powstało w roku 1829 i od tamtej pory stało się ważnym centrum turystyki uzdrowiskowej. Odkryto tutaj lecznicze wody mineralne. Swego czasu uzdrowisko zaszczycali członkowie rodziny carskiej. W czasach Związku Radzieckiego miasteczko było „wizytówką” kraju. Piękny park Likani oraz „florentyńskie” pałace carskie dodają uroku Borżomi.

Kutaisi: Jest to jedno z najstarszych miast świata. Legendarna wyprawa po złote runo, dowodzona przez mitologicznego Jazora, miała dotrzeć właśnie do Kutaisi. Spotykały się tam trzy wielkie szlaki handlowe. Przez pewien czas, aż do roku 1122, miasto było stolicą Gruzji. Dzieje miasta były bardzo burzliwe. Piętno odcisnęła na nim ponad stuletnia okupacja turecka. W wieku XIX stało się ono częścią carskiej Rosji. W kolejnych dziesięcioleciach rozwinął się tam przemysł.

Katedra Bagrati w Kutaisi: Powstanie obiektu datuje się na wczesne średniowiecze. Sroga dłoń historii jej nie oszczędziła. W roku 1691 świątynia została wysadzona w powietrze przez Turków. Wiek później, wojska rosyjskie dokonały kolejnych zniszczeń. Mimo to, katedra nadal wywiera imponujące wrażenie, a w roku 1996 wpisano ją na listę Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO.

 

Gori – miasto Stalina: U zbiegu rzek Kury i Liachwi powstało malownicze miasteczko Goriu. Słynie z tego, że właśnie tutaj, w roku 1879 urodził się Józef Dżugaszwili, bardziej znany jako Józef Stalin. W mieście znajduje się muzeum jego imienia. Symbolem miasta jest twierdza, mieszcząca się w samym sercu Gori – jedna z najpotężniejszych i najbardziej niezdobytych twierdz, której nie zniszczyły ani liczne trzęsienia ziemi, ani najazdy wrogów. Kilkukrotnie ją odbudowywano.

 

Batumi: Miasto leży na wybrzeżu Morza Czarnego. Jest to najbardziej znany kurort gruziński. Życie towarzyskie kwitnie w licznych knajpkach, barach, restauracjach i tawernach. Każdy, kto chcę wypocząć, morze udać się na romantyczny spacer brzegiem morza lub poleżakować na plaży.

 

Reportaże o Gruzji naszej pilotki - rezydentki Eweliny Rzeszódko

 

Gruzja-druzja (1)
 
„Gruzja! Twoje pierwsze skojarzenie?” - pytam znajomych. W odpowiedzi słyszę: Wino, wojna, Stalin, gościnność… Wędrując po Gruzji, z tych czterech skojarzeń w pełni mogę potwierdzić to ostatnie - gościnność. Pewnie coś w tym jest, że im biedniejszy kraj, tym bardziej gościnny. Najmocniej porusza szczerość i autentyczność samych Gruzinów. Jak śpiewał Bułat Okudżawa, syn Gruzina i Ormianki, "Cóż, czym chata bogata! Darujcie, że progi za niskie/ Mówcie wprost, czy się godzi/ Siąść przy mnie, ucztować i pić".

 Nadziwić się nie mogę, że będąc zaledwie "znajomą znajomych", zostaję przyjęta przez Gruzina George z taką gościnnością. "Dlaczego tak późno dzwonisz, jesteś w Tbilisi już dwa dni, przecież ja bym Cię powitał na lotnisku!" - złości się George. Mam wrażenie, że rzuca wszystko i już jest, czeka w umówionym miejscu. Jedziemy na wycieczkę po Tbilisi, bo "pewnie jeszcze wszystkiego nie widziałaś". "Miałem iść do pracy, ale z kolegą się zamieniłem" - mówi George. I już wyciąga zdjęcie swojego syna, "Irakli - mój syn, tańczy w zespole, i Kartuli, i Aczaruli zatańczy, jestem z niego taki dumny - zamyśla się - przystojny, prawda?". Nawet nie patrząc na zdjęcie, nie byłabym w stanie zaprzeczyć.

 Każde gruzińskie spotkanie ma swój finał w postaci supry, czyli uczty. I tym razem nie jest inaczej. Wieczór prowadzi Tamada, to on wygłasza toasty. To również on proponuje wypicie Wachtanguri, czyli znanego u nas bruderszaftu. Pijemy go z chansi, czyli specjalnych rogów, które zmuszają nas do wypicia toastu do dna. W toastach Gruzini wyrażają swoje życzenia związane z pomyślnością i dobrobytem Gruzji, a także pochwały, czasem dalekie od prawdy, na cześć przybyłych gości. Toasty wznosi się wyłącznie winem, wódką i koniakiem, zaś nigdy piwem. Jeden moich ulubionych toastów kończy się puentą: "Wypijmy za drzewo, z którego powstanie nasza trumna - oby rosło jeszcze dłuuugo!". Anegdoty, bo tak właściwie powinno się nazywać gruzińskie toasty, są głęboko zakorzenione w kaukaskiej tradycji, powiązane z niełatwą historią tamtejszych narodów.

Narodów jak gruziński, zmuszonych przez historię do ciągłej walki o wolność i niezależność. Wydarzenia sprzed dwóch lat - wojna na granicy gruzińsko-rosyjskiej - pokazały, że kaukaski kocioł wciąż wrze.

Lądując w Gruzji, czuje się miłe zaskoczenie. Lotnisko w Tbilisi jest nowoczesne, czyste i bezpieczne. Sytuacja zmienia się dość szybko, gdy dociera się marszrutką do pobliskiej stacji metra. Idąc ciemnym korytarzem w stronę stacji, przez głowę przechodzi myśl: "Trzeba mieć się na baczności. Zaraz mnie ktoś napadnie". Błąd. Ani w metrze, ani na tzw. gruzińskiej drodze wojennej, ani w opuszczonym skalnym mieście Wardzi, ani w busie z samymi mężczyznami podczas awarii w szczerym polu, ani w nocnym pociągu Batumi-Tbilisi, ani… nigdzie, słowem, albo ja jestem w czepku urodzona, albo rzeczywiście to bezpieczny kraj.

Największe zagrożenie czułam, przechodząc przez bramki w metrze w Tbilisi. Wrzucam żeton, bramka połyka żeton, przechodzę trochę niepewnie, bo nie wiem, czy to "już". Moment zawahania omal nie kosztował mnie pręta wbitego w sam środek kolana, bramka potrafi się automatycznie zatrzasnąć przy "podejrzanych ruchach". Trzeba przechodzić płynnym, zdecydowanym ruchem. Metro, jak i cała komunikacja w Gruzji jest wyzwaniem dla wszystkich nieznających alfabetu gruzińskiego, napisy w języku łacińskim są wyjątkową rzadkością. Pomocni okazują się tubylcy, którzy zawsze pomogą, doprowadzą, dowiozą tam, gdzie trzeba.

Do Batumi dojeżdżam marszrutką, pytam pana na siedzeniu obok o skrzyżowanie Gribojedowa i Gorkiego. Mówi, że muszę się przesiąść. Nie tylko mówi, ale i wysiada razem ze mną, płaci za mój przejazd, zatrzymuje właściwą marszrutkę, mówi kierowcy, gdzie ma mnie dowieść i dopiero się żegna. Podobnie gdy po spacerze prawie 4-kilometrową ścieżką po ogrodzie botanicznym, wychodzę tzw. drugim wyjściem. Pani na bramce mówi, że "zaraz za rogiem są marszrutki do Batumi". Mijam róg i kolejny, i kolejny, i szkoda mi wracać… i dobrze, bo mam okazję przekonać się, że niewiele zostało ze słynnych z piosenki Filipinek herbacianych pól Batumi. Po kilku kilometrach docieram do drogi. Zatrzymuję samochód, w środku policjant, dowozi mnie do centrum. "Ile płacę?" - pytam. "50 tetri (100 tetri to 1 lari, 0,63 lari to 1 złoty), ale jak nie masz, to nie szkodzi" - mówi kierowca. Żegna mnie: "Privet Polsza!". Bezcenne.

Są jednak w Gruzji rzeczy, które mają ściśle określoną cenę. Tak jest w Gori, rodzinnym mieście Stalina. Zwiedzam Muzeum Stalina, otwarte w 1937 roku, jeszcze za życia Iosifa Wissarionowicza Dżugaszwilego. Pierwsze zaskoczenie, za wstęp muszę zapłacić, pomimo rosyjskiej legitymacji, aż 15 lari, co na warunki gruzińskie jest ceną oszałamiającą, by zwiedzić opancerzony wagon pociągu, którym podróżował Stalin, m.in. na konferencję w Jałcie i w Teheranie - kolejna opłata, na koniec przewodnik, początkowo wliczony w cenę, okazuje się również mieć swoją wartość. Ale warto zwiedzić Muzeum, bo to swoista podroż w czasie, czas zatrzymał się tutaj w czasach świetności ZSRR. Przed budynkiem muzeum zaglądam do małego domku szewca Wissariona Dżugaszwilego - ojca Stalina. Przewodnik pozwala wejść do środka i ujrzeć, w jakiej biedzie wychowywany był przyszły wódz ZSRR. "Spójrzcie, urodzony w takiej biedzie, stał się takim wielkim człowiekiem, status materialny nie jest aż tak ważny, każdy z Was może wiele osiągnąć" - poucza nas przewodnik.

Muzeum doczekało się nawet swojej strony internetowej. Ostatnio Gori stało się znane za sprawą pomnika Stalina usuniętego nocą sprzed budynku ratusza w centrum miasta. Obecnie trwają przygotowania do umieszczenia pomnika przed budyniem Muzeum Stalina, porządkowany jest trawnik, buduje się fontanna i cokół, na którym ma stanąć najsłynniejszy mieszkaniec Gori.

Jednak Gori jest wyjątkiem, pomimo że w innych miastach Gruzji można spotkać ślady Stalina, są one nieliczne, a większość mieszkańców jeśli nie z niechęcią, to przynajmniej obojętnie komentuje samą postać wodza. Ja wolę kojarzyć Gruzję z inną postacią. Dobrze znanym bardem Bułatem Okudżawą. Dzięki rodzicom już jako dziecko usłyszałam przepiękną i mądrą Pieśń gruzińską.

O Gruzji i Kaukazie można opowiadać bez końca. Najlepiej tam po prostu pojechać i samemu się przekonać, jak magiczny jest to zakątek i jak prawdziwa jest legenda o powstaniu Gruzji... "U początków dziejów świata Bóg zebrał w jednym miejscu wszystkie narody. Rozpoczął dzielenie ziemi, tak by każdy naród otrzymał swój skrawek. Powstał wielki harmider i ścisk, bo każdy naród chciał otrzymać jak najbardziej urodzajny zakątek. Jako że w naturze Gruzinów nie leży awanturnictwo, ostra rywalizacja i rozpychanie się łokciami przez tłum, postanowili oni usiąść w cieniu drzewa, wznosić winem toasty, radośnie śpiewać, tańczyć i oddać się ucztowaniu... zamiast sterczeć w długiej kolejce. Tak jednak czas mijał, a Gruzini zapomnieli o podziale Ziemi. Nagle ucichł cały wcześniejszy zgiełk i zniknęła ogromna kolejka. Wszystkie narody otrzymały swoją część planety. Wtedy Bóg usłyszał odgłosy wesołych pieśni i słowa kwiecistych toastów dobiegające spod drzewa, gdzie bawili się Gruzini. Stwórcy zrobiło się żal tych pogodnych, uśmiechniętych ludzi, gdyż rozdał już wszystkie ziemie, a dla nich nie pozostało już nic.

Przywołał do siebie Gruzinów i powiedział: "Kiedy inni tłoczyli się i sprzeczali między sobą, wy staliście z boku. Kiedy inne narody łokciami walczyły o dogodne miejsce w kolejce, wy zachowaliście pogodny nastrój i oddawaliście się ucztowaniu. Wprawdzie podzieliłem już całą planetę między inne narody, ale pozostał mi jeszcze najpiękniejszy zakątek - kipiący zielenią, pełen żyznych pól i malowniczych gór, w których żyje mnóstwo łownej zwierzyny. Jest to istny Raj na Ziemi, dlatego postanowiłem zatrzymać go dla siebie, abym miał gdzie odpoczywać. Nie chcę, aby wasze radosne twarze zalały się łzami sierot, które wiecznie błąkają się po Świecie w poszukiwaniu miejsca do życia. Postanowiłem więc, że ten rajski zakątek stanie się waszym domem. Żyjcie w nim tak szczęśliwie i wesoło, jak to pokazaliście teraz! Odtąd ziemia ta będzie nazywana: Sakartwelo, czyli Ziemia Gruzinów".

 

Gruzja-druzja? (2)

 

Ostatnie wydarzenia polityczne - wystarczy wspomnieć choćby konflikt gruzińsko-rosyjski z 2008 roku, śmierć Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Lecha Kaczyńskiego połączoną z reakcją władz w Tbilisi czy przyjazd prezydenta Gruzji do Krakowa na pogrzeb pary prezydenckiej - doprowadziły do umocnienia wizerunku braterskiej więzi między Gruzinami i Polakami. Czy jednak jest to obraz prawdziwy, oparty na wspólnocie historycznej, autentycznej wiedzy i znajomości kraju partnerskiego, czy może jedynie obraz budowany na pojawiających się od czasu do czasu przyjacielskich gestach polityków i intuicyjnie zakładanej bliskości obu narodów. Czy więc Gruzja to nasi "druzja"?

"Polskie kresy sięgają Kaukazu…"

Te słowa liderki gruzińskiej Polonii, profesor Marii Filiny, doskonale oddają kilkuwiekową bytność Polaków na Kaukazie. Masowy napływ Polaków do Gruzji rozpoczyna się od końca XVII wieku. Po insurekcji kościuszkowskiej, po klęskach powstania listopadowego, po nieudanych spiskach przeciwko caratowi, po powstaniu styczniowym na tak zwaną Syberię Południową trafili liczni polscy zesłańcy. Uczestnikami zrywów narodowych byli przede wszystkim ludzie młodzi, mający niejednokrotnie szlacheckie pochodzenie. Dziś można spotkać w Gruzji ich potomków. Noszą swojsko brzmiące znakomite nazwiska, to Potoccy, Kościelscy, Kwiatkowscy, Poniatowscy, Mickiewiczowie, Sienkiewiczowie, Wieczorkowie, Kościuszkowie.

Polaków i Gruzinów połączyła wspólnota i podobieństwo losów. W XIX wieku Gruzja również walczyła z caratem. Polscy zesłańcy byli dla Gruzinów współodczuwającymi towarzyszami niedoli, bratnimi duszami. Miedzy polską i gruzińską inteligencją wytworzyła się nić porozumienia, mieli wspólne dążenia, walczyli o wyzwolenie spod jarzma caratu. Mieli wspólnego wroga, a nic nie jednoczy bardziej...

W 1832 roku w Tyflisie (dzisiejsze Tbilisi) wykryto spisek przeciwko rosyjskiemu caratowi. Uczestniczyły w nim powszechnie znane w Gruzji postacie elity szlacheckiej, m.in. Aleksander Czawczawadze. Spiskowcy planowali, że podczas balu zabiją wszystkich rosyjskich wojskowych i dostojników, którzy tam przybędą. Do powstania jednak nie doszło z powodu zdrady jednego z konspiratorów. Nikt z uczestników spisku nie ukrywał, że polskie wydarzenia lat 1830-1831 były dla nich wzorem i natchnieniem. Podobnie jak w przypadku polskich powstań narodowych przełomu XVIII i XIX wieku działania powzięto impulsywnie i nikt nie miał pomysłu, co będzie po ewentualnym zwycięstwie. Historia lubi jednak nietypowe zbiegi okoliczności i oto jeden z uczestników spisku, Giorgi Eristawi, trafił na zesłanie do Polski. Nauczył się polskiego, zachwycił romantyzmem i zaczął przekładać Mickiewicza. I tak, dzięki niemu, twórczość polskiego wieszcza chłonęły gruzińskie elity.

Historia Polaków na Kaukazie to nie tylko historia zesłańców. Od lat trzydziestych i czterdziestych XIX wieku do Gruzji, najliczniej do Tbilisi, przybywali przedstawiciele rozmaitych specjalności - urzędnicy i nauczyciele, kupcy, a nawet akuszerki. Na przełomie XIX i XX wieku przybyła kolejna fala, tym razem w celach zarobkowych. To inżynierowie, architekci, muzycy, nauczyciele, malarze... Przybywali jako podróżnicy, z własnej woli, szukając swojego miejsca na ziemi. Polacy byli wykształceni i mądrzy, byli synonimem Europy, a Europa jednoznacznie kojarzona była z cywilizacją. Zbyt mało wciąż mówi się o niebagatelnym ich wkładzie w rozwój stolicy Gruzji. Nie na wyrost jest stwierdzenie, że to Polacy budowali w tym kraju drogi, koleje, ogrody, ropociągi. Polacy w tym, co robili, byli mistrzami. Jako przykład wspomnieć można powtarzaną tu i ówdzie historię Polaków mieszkających w Kutaisi, którzy wykonywali tak piękne i oryginalne guziki, że w języku gruzińskim na guziki przyjęła się nazwa "polaki"...

Wielu specjalistów zajmujących się kwestiami narodowościowymi i etnicznymi uznaje Polonię gruzińską za najstarszą na świecie. Polacy w Gruzji byli i są mniejszością, która przez dziesięciolecia zachowała przywiązanie do polskości i jawi się jako narodowość wierna odległej ojczyźnie.

Historia doświadczyła Polskę i Gruzję w podobny sposób, dając nam zawsze większych sąsiadów, zmuszając do życia w ścisku, pomiędzy silniejszymi. Ale połączyła nas również taka sama nieustępliwość i obrona własnej niezależności i niepodległości ojczyzny. Prezes gruzińskiej diaspory w Polsce, odpowiadając na pytanie o zbieżne cechy Polaków i Gruzinów, przytoczył zasadę "Cudzego nie chcemy, a swego nie damy". "W Gruzji - mówił - wyobrażamy sobie siebie w następujący sposób: w jednej ręce trzymamy pług, czyli pracujemy, bogacimy się, a w drugiej szablę, i gdy tylko słyszymy okrzyk "Wróg!", rzucamy pług i biegniemy bronić ojczyzny". Tyle Gruzini, a Polacy? O ile z drugą częścią myśli mogę się zgodzić, o tyle do pierwszej wciąż staram się przekonać...